Dziecięcy terror na placu zabaw

Kwiecień plecień – zaganiany. Taki tytuł powinien otrzymać bo wszystko pognało do przodu z kopyta. Dopiero co słońce wystawiło swe pierwsze promienie a już dziewczyny zaczęły dziki szał z zakupem Babiatorsów. Ochronę oczu przed promieniami mamy zafundowały maluchom zanim te niewinne świadomie zaczęły doświadczać co to wpadający rażący promyk w oczka. No i się zaczęło. Brawo Wy! Świadome matki! Wszyscy także nagle zapragnęli spacerówek bo na wiosnę to obowiązkowo, Greentom więc i Elodie zbiera plon. Wszyscy chcą te najlepsze 😉
Dopiero co też zdjęliśmy zimowe płaszcze i futrzane czapki z głów a już widzę na mieście rozochocone nastolatki w krótkim rękawku. Szkoda tylko, że jeszcze ten wiatr wyrywa wszystko z wózków wiejąc nieprzebłaganie, prawda?
Zaczęło się też ciągłe i bezlitosne okupowanie placów zabaw. W wykonaniu moich dzieci szczególnie natarczywe i nachalne wręcz. Zgoda na kilkugodzinne błądzenie między piaskownicą a huśtawkami to strzał w kolano styranej matki. Obładowana kurtkami (bo za ciepło) i torbą z komputerem (bo prosto z pracy) gnam tam ku uciesze moich rodzonych dzieci. Bo czego się nie robi… dla ich radości, kłótni, sprzeczek, cieknących po brodzie lodów ze świeżo otwartej budki i butów pełnych piachu.
Ale skoro radość naszych dzieci przedkładamy nad nasze niewyspanie, niedojedzenie i przemęczenie biegnijmy ile sił! Nie przeszkadza nam przecież pogoda w kratkę kiedy jednego dnia +20 w cieniu i dzieciaki chcą biegać w krótkich gatkach a następnego dnia +10 i deszcz, przed którym nie jestem gotowa się ochronić. Liczyłam przecież na piękną pogodę nie biorąc parasola. I nie ważne, że spędzamy na placu zabaw kilka godzin dziennie (!) im zawsze jest za mało a wyprawa zamiast dawać radość i zaspokojenie kończy się wygnaniem do domu w krzykach i lamentach. Bo za krótko, bo jeszcze, bo nie tu, bo nie chcę do domu.
Zabawa zabawą, radocha radochą ale ja po czterech dniach pod rząd spędzonych całymi popołudniami na huśtawkach i w piaskownicy padam! Zwiedziliśmy większość placów zabaw w mieście i mi się odechciewa. Kiedy to się skończy skoro dopiero co się zaczęło? To istny terror i rozbój w biały dzień. Jednak robimy to, mimo wszystko. Mimo zmęczenia, krzyczenia i hałaśliwych ich rządów dalej to robimy – biegamy, skaczemy i huśtamy się na huśtawkach bo same mamy radochę, prawda? Bo jak można inaczej kiedy widząc czekające cały dzień dziecko i jedno i to samo słysząc wciąż  – „Na hustaaaaaaaaaaaaaaaaaawki!!”
cdn.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kurtka Zara
Czapka, kaloszki, leginsy H&M

Powiązane wpisy
Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Website Protected by Spam Master


Korzystając z naszego serwisu akceptujesz ustawienia cookie. więcej informacji

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Zamknij