Macierzyństwo – niezgodność towaru z umową
Dzień dobry, chcę być rodzicem. Biorę to całe matkowanie, proszę zapakować. Ale gwarancja będzie na ile? No w razie jakby jednak coś okazało się nie tak chciałabym się powołać na niezgodność towaru z umową.
Kiedy urodził się Tomik, żartobliwie dociekaliśmy czy nie dało by się przypadkiem tych kolek i niedospanych nocy wymienić lub zwrócić w ramach gwarancji czy też innej opcji np. niezgodność towaru z umową. Przecież to nie tak mało być…
Miało być uwieńczenie ciężkich 9ciu miesięcy wspaniałym, mistycznym porodem rodzinnym. Wyszło jak wyszło – ból, łzy i otarcie się prawie o śmierć (w moim odczuciu myślałam, że schodzę – serio) i przez długi czas mówiłam, że nigdy przenigdy więcej.
Miała być tajemnicza i magiczna więź matki z dzieckiem podczas karmienia, usypiania, nocnych przytulasków – w efekcie był rozmiar słonia, zmęczenie, niedomaganie, zmarnowanie i zero kontaktu z rzeczywistością przez notoryczne niedospanie. A sen to zmora moja i moje wybawienie. Potrafię zasnąć zawsze i wszędzie w 10 sekund, oby zamknąć oczy. Tego brakowało mi najbardziej.
Miało być wzdychanie za nowymi umiejętnościami i kolejnymi krokami rozwojowymi a były choroby, alergie, strach i zagubienie. Co robić jak to wszystko takie nowe, gdzie iść, kiedy nie wie się nawet o co chodzi? U kogo szukać pomocy skoro nie wiem o co pytać? Pierwsze dni, pierwsza gorączka, pierwsze lamenty o zdrowie, którego nagle zabrakło. Tego nikt nie przewidział i nie dał do tego instrukcji.
Dalej miało być kochanie, rozpieszczanie, dawanie całego świata i całej siebie a przyszła praca, zabieranie smoczka, odstawianie od piersi i zesłanie do żłobka. O ja wyrodna matka! Kto tak robi? Własne dziecko zostawia, zabiera i zakazuje. Dlaczego nie można temu małemu stworzeniu pozwolić na wszystko, dać wszystkiego co chce, nic nie zabraniać i żyć z nim jak w bajce? Uczyć tylko każą i wychowywać, wbrew sobie często a tłumacząc się ciągle jego dobrem. Co za dobro skoro ono płacze, co za wychowanie skoro złości, po co to i dlaczego skoro on tak nie chce?!
Co zostało z tego wyobrażenia macierzyńskiej idylli, magii i radości z oto przybyłego na świat naszego małego cudu? toż to niezgodność towaru z umową!
A no jednak z drugiej strony było wiele nie do przecenienia.
Były krzyki i płacz po czym widok najcudowniejszego małego człowieczka, któremu dałam życie – duma, radość i łzy szczęścia, pokonany ból, 100 punktów do lansu, siła, moc i zwycięstwo.
Była samowystarczalność, karmienie na żądanie, nowe umiejętności i odkrycie w sobie niewydobytych dotąd pokładów waleczności.
Były oklaski i wzruszenia, podziw i uwielbienie i fanfary za pierwszy uścisk palca, uśmiech do mamusi, pierwsze słowa i kroczki. Pierwszą zupkę i kupkę na nocnik, zabawy z rówieśnikami i pierwszy wierszyk.
W końcu przyszedł czas na pozwolenie dziecku odkrywania swojego świata po swojemu i zdziwienie, że jednak radzi sobie bez mamy. Może sam jeść, bez mojej łyżeczki-samolocika, może sam spać wymieniając moje ramię na przytulankę, może pić z kubeczka zamiast wołać mnie o mleczko w środku nocy i może sam iść nie prowadzony przeze mnie za rękę. I całkiem dobrze mu to idzie, coraz lepiej – myślę.
To ja im to dałam, tę radość z każdego odkrytego dnia, tę spontaniczność przy każdej chwili szczęścia i szaleństwo, kiedy tylko można. To wszystko okupione staraniami i schodami w górę dziś owocuje nieopisanym wzruszeniem. Te moje troski o pierwszy dzień w przedszkolu zrodziły teraz piękne przyjaźnie. Te moje obawy o sen bez smoczka dały możliwość pięknego wypowiadania się z łatwością i odwagą. Te moje zakazy kilkugodzinnych seansów przed telewizorem dały milion nowych umiejętności, na które mieliśmy czas niezmarnowany a mniejsza ilość słodyczy niż w ich marzeniach daje nam możliwość omijania dentysty. Moje „nie wezmę Cię na rączki” dziś zmienia się na „Brawo! sam jedziesz na dwóch kółkach!” a każde „spróbuj, uda Ci się” nie jest już wyrzutem sumienia o brak pomocy tylko dumą z osiągniętych celów. Każde „nie, nie możesz synku” przerodziło się w świadomość jego decyzji własnych a „poczekaj, proszę” w starania o cierpliwość i zrozumienie dla matki.
Ktoś tylko mógł mi wcześniej powiedzieć, że to takie trudne będzie, a nie wciskali kit, że tylko małe i pachnące.
I mogli też ostrzec mnie przecież, że serce moje rozciągnie się z 1000 razy bardziej z ogromu miłości jaka rodzi się we mnie dodatkowo każdego dnia.
W tym roku znów będę świętować Dzień Matki, który należy mi się jak nie wiem co, Tobie się należy również bo jesteś najlepszą mamą na świecie! – i wszystko się zgadza, reklamacji nie uwzględniamy.