Złamałam zakaz wychodzenia na mróz dzieciom z katarem. Piszczały z radości!

To będzie zima stulecia. Hulający wiatr, kupa śniegu i siarczysty mróz. To będą podarte kurtki na górce za blokiem i śnieg w skarpecie. Czekają nas też przemoczone trzy pary rękawiczek wepchnięte do kieszeni i rozwiązany szalik niesiony w ręku. Czapki zsunięte na oczy w chwilach szaleńczych walk na śnieżne kulki i zmarznięte nosy. Najpiękniejsze uśmiechy z wyszczerbionymi buziami sześciolatków i te głośne rechoty maluszków, ukryte między pulchnymi, zaczerwienionymi policzkami. Tak będzie wyglądała ta zima pod blokiem, w lesie i na podwórku. Nawet, jeśli miałaby trwać tylko troszkę, a śnieg miałby leżeć tylko kilka dni…
To i tak najlepsza zima. Dziecięca zima, tak bardzo inna od naszej – dorosłej. Różniąca się od tej typu „jak przetrwać na oblodzonym chodniku w szpilkach” i „osz… znów trzeba skrobać szyby”. Zima za małolata jest jakby łaskawsza, śnieg bielszy i mroźny wiatr tak w twarz nie wieje. W dzieciństwie zimę się wyczekuje i uwielbia, co roku poznaje na nowo i wciąż się nią zachwyca. Bo przez tych kilka pierwszych lat życia jest rzeczywiście zachwycająca. Ja, stara nie dziwię się już sopelkom wiszącym na gałęziach czy zamarzniętym kałużom. Jednak dziecko moje trzyletnie piszczy z radości, że śnieg jest w ogóle mokry! Bo padał deszcz przecież! Chce wciąż „odlizywać” biały puch z rękawiczki i poznawać jego smak. Moje dzieci znają smak śniegu, zapach lasu i dotyk słońca. Wiedzą jak to jest zmoczyć nogi w kałuży po kolana i jak łazić po zaspach po pas. I nie patrzą wtedy czy kapie im coś z nosa, wycierają i lecą dalej. Nie dbają o kichanie i kaszel, „na zdrówko” i biegną znowu. To, że są na zimnie nie znaczy przecież, że bardziej się przeziębią, tak?
Nie chcę trzymać dzieci pod kloszem, dmuchać i chuchać na pierwsze objawy przeziębienia. Żaden to dla mnie wyznacznik, zimno na dworze. Nikt już dziś nie zabrania wychodzenia z domu z katarem. Jestem pewna, że do wiosny katar pojawi się u nas jeszcze jakieś 15 razy. Zanim minie – 7 dni, a kaszl może utrzymywać się nawet dwa tygodnie. To by znaczyło, że w każdym miesiącu połowę musiałabym przesiedzieć w domu, nie wychylając nosa. Bo co? No, serio – BO CO? Podejrzewam, że nikt nie udowodnił jeszcze dobroczynnego wpływu kiszenia się w domu podczas pierwszych objawów przeziębienia. Moim zdaniem nawet, świeże i zimne powietrze działając oczyszczająco na drogi oddechowe pomaga! Takie pół godzinki, jak nasze ostatnio zadziałały na małe katarki zbawiennie! Kiedy spodnie zmokły, śnieg wsypał się do skarpet a trzecia para rękawiczek wylądowała w kieszeni, grzecznie zabraliśmy się do domu. Ale co była zabawa, to nasze. „Odlizywanie” śniegu, niby-upadki w zaspy, pierwsze próby lepienia bałwana i radosne obsypywanie śniegiem. Zaglądanie pod gałązki w poszukiwaniu mieniących się w słońcu sopli i wyścigi po leśnych dróżkach. Odświeżeni i szczęśliwi wróciliśmy do domu, kurować się dalej. Zima nas nie wpędzi w chorobę, nie uchroni też raczej. Nasze spacery, zatem nie wiele będą się różniły zimą od innych. No, chyba, że piękniejszą aurą bo taki biały grudzień może śmiało konkurować z kwitnącym majem!
Dlatego, mimo katarków i kaszelków zimę witamy z uwielbieniem. Witamy ją też łamiąc zakaz wychodzenia na spacer przeziębionym. Niech się dzieje co chce, dla mnie to żaden zakaz.