Dlaczego moje dzieci nie mają własnych pokoi?

Kiedy zaczyna się sezon wykluczający codzienne wyprawy na huśtawki czy do piaskownicy a to dom staje się miejscem spędzania wieczorów ja zaczynam przestawiać meble i wiercić dziury w ścianach. O ile lato nie kusi mnie do przemeblowań, tyle jesień zapala mi już lampkę nad głową, który wyrywa wszelkie pomysłu ulepszania przestrzeni domowej kumulowane od poprzedniego sezonu. Odkąd zaczęłam publikować zdjęcia z wystrojem wnętrz zaprojektowałam kilka dziecięcych przestrzeni. Pytacie mnie wciąż o pokój dzieci, łóżko, meble i tapetę 😉 Jedno z pytań, które najczęściej pojawia się w wiadomościach dotyczy wspólnego pokoju chłopca i dziewczynki i często pada: „dlaczego moje dzieci nie mają własnych pokoi?”

Za moich czasów..

Odkąd pamiętam, ja i większość moich rówieśników z osiedla dzieliło pokoje ze swoim rodzeństwem. Było to normalne, nikt się temu nie dziwił. Piętrowe łóżka i kilkoro dzieci w dwupokojowym mieszkaniu to była norma. Chodziłam do koleżanki i wiedziałam, że czas spędzony z nią będziemy dzielić również z dwoma jej braćmi. To wtedy tak pragnęłyśmy swojej własnej bazy i na tym budowałyśmy swoją mocną przyjaźń. Kto wie, jak wyglądałoby to wszystko gdyby podano nam gotowy dziewczyński pokój na tacy? Myślicie, że w czymś by to pomogło? Do dziś pamiętam, o czym już kiedyś wspominałam, spanie za rękę z moją siostrą, której łóżko było zaraz obok mojego. Nie da się tego przecenić. Mimo, iż wspólna przestrzeń często rodzi konflikty na gruncie indywidualnych potrzeb więcej jest z niej pożytku niż by się wydawało.

Wspólnota jednoczy… choć czasem też dzieli.

Mamy trzy pokoje, spokojnie moglibyśmy wydzielić jeden dla chłopca, drugi dla dziewczynki ( o którym ja marze nieprzerwanie). Ale jest kilka rzeczy, które nas powstrzymują.

Po pierwsze: więź rodzeństwa.

Więź, którą obserwować mogę codziennie i która jest najpiękniejszą rzeczą jaką dane mi było oglądać w życiu. Nigdy nie spodziewałabym się, że tak mocno może się związać i rozumieć brat z siostrą, co przecież takie przywiązanie przypisuje się zazwyczaj rodzeństwie jednej płci. Stąd czekałam na brata dla Tomka, a urodziła się Natka, a teraz, kiedy czekałam na siostrę dla niej mamy drugiego brata. I wcale mnie to nie martwi a wręcz cieszę się z takiej układanki, bo teraz już wiem, że da się. Da się zachęcić i zapewnić dzieciom jedność i wspólnotę, które one tak wdzięcznie przyjmują. Wspólny pokój im to daje. Oprócz bezpieczeństwa każdego wieczoru i wspólnych śmiechów z rana uczą się dzielić przestrzenią i czasem.

Choć czasem, wiadomo mają siebie dość. Kombinuję jak wygonić Natkę z pokoju (nie wyganiając dosłownie) żeby dać Tomikowi czas na lekcje. Kombinuję też jak wygonić ( nie wyganiając dosłownie) Tomka z domu, kiedy do małej przyjdzie koleżanka. Najczęściej jednak towarzystwo chłopcy + dziewczynki znajdują sobie wspólne zabawy i wcale nie dzielą się na obozy. I to lubię w swoim domu, możliwości, które mi on daje do spełnienia potrzeb małej księżniczki i dzielnego rycerza.

Po drugie: niewygodna kanapa.

Nie ma co ukrywać, że ten trzeci pokój jest nadal naszą sypialnią, która jest ważnym elementem mojego psychicznego zdrowia. Ma bowiem drzwi, które można zamknąć. I to co się tam dzieje jest tylko moje i wtedy mogę już bez skrupułów wygonić dzieciaki, kiedy chcę. Mimo, że kupiliśmy chyba najwygodniejszą kanapę na świecie jakoś mnie do niej nie ciągnie. Tym bardziej nie ciągnie do niej mojego męża. Własna sypialnia wygrywa wszystko.

Mimo wszystko jeden pokój dla dwojga to za mało

Nie jest też tak, że wszystko się idealnie nam układa. Nie, nie. Dokąd dzieci są małe, jakoś sobie radzimy. Z biegiem czasu i rosnącymi potrzebami jednak wszystko się zmienia. Powstaje problem, gdzie wstawić Natce kuchnię do zabawy albo wyjąć na wierzch książki, które uwielbia. Poza tym przy jednym, mimo iż dużym biurku nie mieszczą się z rysowaniem. Staram się zatem organizować przestrzeń na tyle sprytnie, żeby każdy był w miarę zadowolony.

Mega tablica i mega papier do rysowania.

Kiedy pisałam ten wpis: „Magnetyczna ściana za mniej niż 100 zł” byłam z siebie mega dumna. Wpadłam na pomysł, który mi się serio długi czas odwdzięczał.  Jednak wraz z przyjściem jesieni pomysł się zmodyfikował i zawiesiliśmy na tej ścianie rolke papieru do rysowania dla dzieci. I t nie tylko dla moich dwojga. Wyobraźcie sobie, że kilka metrów zwykłego papieru potrafi ogarnąć czworo dzieci na raz utrzymując je względnie w jednym miejscu i we względnym spokoju! A to dużo. Bardzo dużo po całym dniu pracy i z wizją zimnego jesiennego popołudnia w domu. I znów za około stówkę zapewniłam sobie i dzieciom sporo frajdy. Taki wieszak z papierem możecie kupic np. TU

 

 

 

 

Powiązane wpisy
Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Website Protected by Spam Master


Korzystając z naszego serwisu akceptujesz ustawienia cookie. więcej informacji

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Zamknij