Kto rządzi w naszej kuchni?

Przyznaję – nie gotuję. No dobra, bardzo rzadko. Wolę desery, koktajle, sałatki. Nienawidzę smażyć kotletów, uwielbiam za to piec. Ale nie gotuję, ziemniaki do obiadu u nas w domu? Jak babcia nie przywiezie nigdy nie ma. Gulasz, bigos, zupa ogórkowa? O nie. Tego nikt by nie zjadł. Nowe popisowe dania, które aby zrobić muszę godzinę buszować po markecie a później 3 godziny mieszać? Nie dla mnie, musiałabym gotować nocami. Pół dnia stania przy garach i jedyne co zjedzą to pomidorówka albo rosół, wszystkie inne zupy mogę zjeść sobie sama! Co by nie było najczęściej NIE są po prostu głodni. Koniec, kropka. Takie życie z niejadkami. Czasem zdarza mi się słyszeć też: „Hmm, babcia Basia to robi lepsze naleśniki!” „Uwielbiam kotleciki babci Reni, te są jakieś inne!”
Dzięki, dzięki!!
Już dawno odkryłam kto rządzi w naszej kuchni – i to niestety nie ja.
Tak im się tylko wydaje. Testuję z nimi różne kombinacje, oni nieświadomi niech sobie rządzą. Moje dzieci jedzą głównie w przedszkolu i u babci, sporadycznie korzystamy z dań na mieście lub cateringu dietetycznego (w porywach diety matki raz na jakiś czas). W ciągu dnia zjadają dwudaniowy obiad plus podwieczorek a na koniec jeszcze dodatkową porcję warzyw/owoców zanim pójdziemy do domu. Czy jest sens wpychać w nich codziennie dodatkowy obiad? Do lodówki sięgają sami, na najniższej półce zawsze jest jogurt i mleko, nalać do szklanki nie trudno. Tomik robi kanapkę, czasem zrobi też siostrze, głodni nie chodzą. Młody łapie się za nóż do krojenia jabłek, gruszek i bananów, częstuje przy tym Natkę. Nowe rzeczy zjadają najczęściej z mojego talerza w liczbie dwóch kęsów dla poznania smaku.
Wszystko zmienia się kiedy pozwolę im robić wszystko samodzielnie. To klucz do sukcesu. Pozwalam im się upaciać, wybrudzić blat i podłogę, daję im wtedy wolną rękę z dozą rozsądku i kontroli. Szykuję się na przebieranie i pranie natychmiast po jedzeniu, tego nie uniknę. Sadzam tych dwoje delikwentów na blat kuchenny i w ręce leci wszystko co popadnie. Takim sposobem potrafię im przemycić nawet kaszę jaglaną do koktajlu z truskawkami czy bananami.
Samodzielne przygotowywane jedzenie daje w efekcie większą ilość zjedzonych rzeczy (również tych nie należących do przygotowywanego dania). W ruch idą naczynia i sztućce które są dla nich bezpieczne. Zaprzyjaźnili się również z robotem kuchennym, który gotuje im na parze a później blenduje, żeby na koniec przygotowany posiłek zamknąć próżniowo w pojemnik. Link marki Suavinex na stałe zagościł na naszym roboczym blacie i jest towarzyszem codziennych przygód. Dzieciaki wyciągają wszystko na co mają ochotę (podrzucone przeze mnie) wrzucają do niego i tworzą mix, który później jest przeznaczony do testowania nowych smaków. Nie rzadko zdarza się, że zanim cokolwiek wrzucą do miksowania większość zjedzą już po drodze, krojąc, częstując się na wzajem lub na zasadzie, kto pierwszy ten lepszy 😉 i resztę miksują (do 600 gramów na porcję)
Szkoda, że nie korzystałam z niego wcześniej, mus z owoców to dosłownie kilka sekund do tego zdrowe gotowanie – dla maluszka, któremu rozszerzamy dietę w sam raz i słoiczki mogą się schować. Sprzęt ma też funkcję sterylizacji więc może być idealnym prezentem dla młodej mamy. Dla mnie na dwie porcje dla moich niejadków bomba. Z taką szybkością mogę robić koktajl za koktajlem i dawać im do spróbowania coraz to coś nowego. Jak myślicie kto tak naprawdę rządzi w naszej kuchni?

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Robot kuchenny Link Suavinex
Naczynia z serii Fox Suavinex

Powiązane wpisy
Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Website Protected by Spam Master


Korzystając z naszego serwisu akceptujesz ustawienia cookie. więcej informacji

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Zamknij