Świąteczna minisesja II

Kiedy zaczynaliśmy przygodę z fotografią nie sądziłam, że pójdzie to w tym kierunku. Fotki na bloga to co innego niż profesjonalne zlecenia od klientów. Robiłam już kampanie dla firm ale jakby mi ktoś jakiś czas temu powiedział, że będę aranżować i cykać świąteczne minisesje – nie uwierzyłabym. Serio, nigdy! Ale na tym w sumie opiera się całe moje życie – wir, szaleństwo, odwaga i chwytanie marzeń ponad wszystko. Nieoczekiwana zmiana miejsc i zdarzeń i ogromna niewiadoma.
Jest jednak coś, co koi me serce mimo tego całego szaleństwa. Efekt. Efekt, który widzę to dla mnie największa nagroda. I mimo tego, że niejednokrotnie przygotowanie wpisu z sesją na blog zajmuje mi o wiele więcej czasu, energii, pieniędzy i pochłania dużo więcej kreatywnego myślenia to efekt, który można zobaczyć na twarzy klienta to magia.
Wiadomo, każdy kocha swoje dzieci najbardziej. Wiadomo, że własne dzieci są najfajniejsze i najpiękniejsze ale po sobotnim maratonie sesji w naszym studio zakochałam się we wszystkich tych ‚obcych’ dzieciakach. Jakież one były rozkoszne, od uciekających maluchów po starszaki z wyćwiczonym uśmiechem! I gdyby nie mój balast mogłabym powtarzać takie akcje co tydzień. Chciałabym zatem jeszcze raz podziękować wszystkim, którzy byli. Wszystkim, którzy dali nam tę radość i przyjemność. I w końcu wszystkim, którzy uchronili nas przed zawałem serca i zawodem, kiedy baliśmy się, że nikt się do nas nie zgłosi. Zgłosiliście się i to tłumnie – dziękuję, dziękuję!
Zabawki drewniane – Janod –