Nie taka ta dynia straszna, jak ją umalują!
Nie sądziłam, że mnie tak to pochłonie. Raczej wzbraniałam się w myślach przed uczestnictwem w konkursach przedszkolnych, choć lubię to przedszkolne życie. Byłam jednak zdania, że takie rzeczy to dla dzieci i w myśl zasady „dasz sobie radę” niech sobie w końcu radzą same! A tu klops! Wymyśliłam niestety jak tu dać ujście swoim plastycznym zboczeniom, jednocześnie angażując w to dzieci i to nie mało. Efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania! Stworzyliśmy dynie, które są magiczne nie tylko dzięki tonom brokatu, ale również wspólnej pracy czterech par rąk!
W tym roku nie odpuściłam dyniom. Okazuje się jednak, że nie są one takie straszne, kiedy się je… pomaluje! Szukając nocami inspiracji, niestety nie mogłam zdecydować się tylko na jedna opcję. Mamy ich więc kilka, a każdy z domowników ma w tych dziełach niemały udział. Zarządzaniem (i sprzątaniem) w tym szale zajęłam się JA. Brawa dla tej Pani! Dałam radę! Chłopaki wzięli w ruch wszelakie sprzęty specjalistyczne i wycięli najpiękniejszy zamek dla księżniczki jaki w życiu widziałam. Natka ochoczo mazała farbą, po czym ja dodatkowo biegałam, wycierając każdą jej kropelkę, żeby uniknąć całkowitej domowej katastrofy.
Do malowania dyń użyliśmy bowiem farb Śnieżka do drewna i metalu. Schną dosyć długo, trzeba im dać około doby. Zdobienia wszelakie wykonane są głównie z brokatowych arkuszy i czarnego bloku technicznego. Wzory wycinane od ręki, elementy klejone klejem na ciepło, na oko. Zamek ma firanki z rajstopki, powbijałam je maleńkimi ćwiekami.
Halloween za pasem, „cukierek albo psikus!” znów będzie rozbrzmiewać na naszej klatce, a dzieciaki będą szalały do nocy. Ten dzień nie musi się od małego kojarzyć z trupami i babą Jagą na miotle. Nie musi straszyć pajęczyną i sztuczną ręką. Można z niego zrobić trochę mniej poważne święto, rozweselić czerń różem lub brokatem.
-+