Dzieci, które jeszcze nie wróciły do przedszkola.

Placówka przedszkolna ze swego założenia jest instytucją opiekuńczo-wychowawczą. Dla mnie jest dodatkowo mostem między codziennym wychowaniem przez rodziców a wspomaganiem rozwoju w grupie rówieśniczej. To w grupie kształtuje się masa umiejętności społecznych, rodzi się wiele predyspozycji do pracy w zespole i przede wszystkim tam poznaje się i uczy akceptować różnice między ludźmi. Przedszkole daje również możliwość pracy i rozwoju dla rodziców małych dzieci, bez niego szanse maleją.
Od ostatniego dnia w przedszkolu moim dzieciom minęło 7348485437 dni, to jest 2895024529857230478 godzin. Dla mnie cała wieczność. Do tego stopnia, że wydaje mi się się, że tak już było zawsze. I co gorsza, mam wrażenie, że będzie tak jeszcze długo. Zaczynam się już po prostu przyzwyczajać. Nie byłam jednak na to gotowa. Bycie w jednym czasie matką trójki dzieci i pracownikiem 24h/dobę to nie było coś, co w ogóle kiedykolwiek brałam pod uwagę. Nie ukrywam, że bałam się jak dam sobie radę w tej roli.
Moje dzieci jeszcze nie wróciły do przedszkola, od 4 miesięcy mają wieczne wakacje. Wspólnie ustaliliśmy, że poczekamy do września. Wszyscy znaleźliśmy się w całkowicie nowej sytuacji, cały świat odsunął się nagle na 2 magiczne metry. Dzieciom nie jest łatwo przywyknąć do ograniczeń, wciąż czują się niepewnie. To dla nich czas, jakiego do tej pory nie było i mam nadzieję, nigdy się nie powtórzy. Te wieczne wakacje będą najdłuższe w ich życiu, ale mam też nadzieję, że najpiękniejsze. Dzieci nie chodzą jeszcze do przedszkola ale są teraz ewidentnie w centrum naszego wszechświata.
Czy coś straciły? Trochę codziennego ruchu i masę swobody. Pewność, że wśród innych ludzi nadal są bezpieczne. Przyzwyczajenia. Beztroskie spotkania z bandą kolegów i koleżanek. Stały plan dnia i przewidywalność. Wiele uścisków dłoni i ciepłych objęć. Przedszkolne podwieczorki. Zawody, konkursy, możliwość zdobywania. Zbiorowe wygłupy. Spokój o jutro. Kilka planowanych podróży. Czas bez rodziców. Urodzinowe przyjęcia, imprezy niespodzianki. Nieplanowane wypady, spontaniczne wyjścia. Trochę sekretów i tajemnic. Rozmowy offline prosto w oczy.
Co na tym zyskały? Sporo stresu i masę niepewności. Obawę o zdrowie swoje i bliskich. Ale też dłuższy sen i brak zasad. Świetnie znaną codzienność. Wszechobecną nudę. Znajomość tiktoka i 2 kg wszerz. Nowy komputer, kamerkę i słuchawki. Matkę i ojca 24h/dobę, chcąc nie chcąc. Wakacje życia. Niespodziewaną dawkę kontaktu z naturą. Nielimitowany czas na wszystko. Bezkonkurencyjnie opanowane domowe obowiązki. Kłębek nerwów i irytacji. Kubeł tęsknoty. Wsparcie i poczucie wspólnoty. Prawdziwych przyjaciół, tych od biedy. Czas, którego nie było. Tuziny przeczytanych książek. Opanowanie domowego surwiwalu. Wycieczki do lasu co 2 dni. Wartość posiadania rodzeństwa. Powolne śniadania, wspólne obiady. Zakupy online. Życie online.
Celowo postawiłam na szali podobną ilość plusów i minusów bo bardzo bym chciała aby wyszły na zero. Z nowymi doświadczeniami i przekonaniem, że wszystko może się zdarzyć i nic nie jest na zawsze. Ale tylko w pozytywnym znaczeniu, aby korzystały z każdego dnia jakby był szalenie wyjątkowym. Aby łapały każdy oddech, jakby był uzdrowieniem i pamiętały każdą szczęśliwą chwilę bardzo mocno. Żeby zawsze umiały znaleźć pozytywne strony nawet smutnych wydarzeń i miały wokół siebie ludzi, którzy na żywo czy online zawsze będą życzliwi.
A tu moja krótka wypowiedź we wczorajszym materiale TVN24: