Ale musisz sobie zasłużyć
Szkoda mi tych dzieci, które muszą zasłużyć sobie na prezent. Ja nie muszę, kupuję to, czego potrzebuję wtedy, kiedy chcę. Ale one? Muszą być grzeczne cały rok lub cały rok żyć w obawie czy są wystarczające. Lub w strachu przed Mikołajem drżeć na kilka dni przed wigilią i po cichu godzić się z faktem otrzymania rózgi. Nie znam dzieci, które w 100% zadowalałyby swoim zachowaniem swoich rodziców (Mikołaja) Takich, które na 100% mogłyby być pewne, że zasłużyły na całą listę prezentów, które zapisały w liście. Ale znam za to takie, które przed Gwiazdką tracą grunt pod nogami i boją się czy są aby na pewno wystarczające i czy Mikołaj to widzi. Po niektórych dzieciakach może to totalnie spływać ale niektórym wrażliwcom nie warto dokładać.
Myślę, że pomysł „bądź grzeczny, Mikołaj patrzy” jest ok ale nie w nadmiarze. Myślę, że wystarczy aby przed świętami takie oczekiwanie wybrzmiało nie więcej niż kilka razy. Co za dużo, to nie zdrowo a używanie tego ostrzeżenia codziennie zamienia czas oczekiwania w traumę. Zamienia nadzieję w niepokój i strach. Zabiera radość przyszłych dni i tę dziecięcą wiarę w siebie. Co bardziej wrażliwe dziecko, tym bardziej może to być dla niego stresujące. A przecież nie o to chodzi, prawda? Dlaczego więc uczymy dzieci, że otrzymywanie prezentów musi być czymś uwarunkowane a nie chcemy nauczyć ich, że można kogoś uszczęśliwić nie za to, czy zrobił coś wyjątkowego ale za to kim dla nas jest. Dzieci przecież potrafią narysować rysunek i dać go z sercem na dłoni w prezencie bez okazji. Obdarowują buziakami bez powodu i drobiazgami na miarę skarbów bez żadnych zasług. Chciałabym, żeby i one miały radość bez warunków i restrykcji, aby nie musiały zasługiwać sobie na prezenty, o których nie rzadko marzą miesiącami i z utęsknieniem ale i strachem czekają na wyrocznię świętego Mikołaja.
Dlatego, kiedy ja chcę dostać udany prezent kupuję go sobie sama. Nie czekam już na Gwiazdkę i na osąd czy byłam grzeczna. Bo marzę już o czymś innym teraz. A moje marzenia nie mieszczą się już pod choinką i nie da się ich opakować w świąteczny papier. Z roku na rok coraz bardziej o tym nie marzę. To czego najbardziej pragnę w życiu to nie szelest papierków i ciąganie za czerwone kokardy. Tego, co napisałam w liście do Mikołaja nie dostarczy mi żaden kurier i nie zapakuje się w żadne pudełko. To, co zmalało do miana potrzeb codzienności zapewniam sobie na co dzień. Brakuje mi tylko pewności o to, czego życzy się na pierwszym miejscu: zdrowia, szczęścia i miłości. Pomyślności i radości. Gdyby tak dało się to wsadzić w przejaskrawioną torebkę z bałwankiem i cichaczem wsunąć pod choinkę, to poproszę. Może być przy okazji z kupą forsy, nie obrażę się ;P