Tylko dzięki temu wciąż jestem taką fajną mamą!
Dużo się o tym mówi, wiele z nas wciąż o tym myśli. Ta obawa spędza nam często sen z powiek, bo skoro nie możemy osiągnąć ideału to wypadałoby być choć trochę fajną mamą. Fajną na tyle, aby ogarniać i na tyle aby zachować resztki godności osobistej. Trudno to pogodzić i wyjść z sytuacji dumnie. Jedno jest pewne, najtrudniej jest w pojedynkę. Ja to wiem, bo widzę różnice i za nic w świecie nie chciałabym niczego zmieniać.
Mam w swoich zasobach emocjonalnych jedną wielką miłość, dzięki której mogę serio spokojnie zasnąć nie martwiąc się zbytnio o jutro. I tak jeśli chodzi o wszelkie matczyne obowiązki, jak również o trudne zadania, które wykonuję każdego dnia staram się ogarniać i raczej idzie mi to dobrze. Czasem z zapałem i energią czasem jednak zębami po ziemi ale zobowiązałam się i coraz bardziej dorastam do tego aby dać radę ze wszystkim. Pomimo przeciwności, trudności i ciężkości. Wraz z ilością dzieci, wierzcie mi, rośnie mocno pokora i zapomina się szybko o bólu pleców i zmęczeniu. Razem też z powiększaniem rodziny, nie ma co się oszukiwać potrzeba więcej mądrych głów i silnych ramion do pomocy.
Kiedyś było inaczej, dzieci wychowywały się w wielopokoleniowych domach, gdzie zawsze ktoś był. Babcia jakaś czy inna ciocia z wujkiem na gospodarce mogli malucha przypilnować, popatrzeć czy choć zaznaczyć swą obecność. Dzieci była gromadka, jedno uczyło drugiego a matka z ojcem tak jakby nie mieli tego wszystkiego tylko na swych dwóch głowach i barkach. Ale tak było podobno kiedyś. Teraz, w rodzinach, które swoją karierę kierują najczęściej na stolicę, z dala od rodziny zdani na siebie samych już nie jest tak kolorowo. I od razu mówię, że jeśli moja rodzina byłaby ode mnie dalej niż na wyciągnięcie ręki czy jeden telefon nie zdecydowałabym się prawdopodobnie na więcej niż jednego potomka.
Tylko dzięki nim, babciom i dziadkom. Tylko dzięki ich pomocy, gotowości i zaangażowaniu będzie nas w domu pięcioro. Dzięki temu, że oni są dla nas ciągle i wciąż my jesteśmy wciąż dla nich. I wciąż mam nadzieję, że nadal dajemy im wszystkim tyle miłości i radości ile oni nam i spełniamy się w tym zadaniu. Pamiętam i dziękuję za każdą zupkę czy rosołek, dzięki któremu był obiad na stole, nie kanapki. Serio. Pamiętam i dziękuję za każdą noc samotną, randkę z mężem, imprezę do rana czy wyjazdowy weekend, dzięki którym był nowy oddech na cały tydzień a nie ciągłe narzekanie. Pamiętam i dziękuję za pomoc, wizyty, rozluźnienie atmosfery, kiedy robiło się ciężko i gorąco. Pamiętam i dziękuję za relacje jakie dzieciaki mają z Wami dzięki temu zaangażowaniu i gotowości. Dzięki za pamięć, uwagę i poświęcenie.
Gdzieś w myślach pisałam już ten tekst nie raz, a może i część niego już powtarzałam między słowami w swoich wpisach. Ale dziś z okazji tej sesji musiałam to znów wylać, abyście mieli miły wieczór <3