Czy mama w ciąży jest w domu najważniejsza?

Nie wiem czy to trafnie zadane pytanie. Końcówka trzeciej ciąży skutecznie daje na mózg, musicie mi uwierzyć i wybaczyć. Jednak w domu gdzie jedna mama z jednym tatą próbują okiełznać dwójkę maluchów oczekując dodatkowo na trzecie różnie czasem bywa (zapytajcie sąsiadów) I tak, kiedy wszyscy na raz czegoś chcą, potrzeb jest w sumie 4 lub nawet 8 a czasem hurtem 16 zastanawiam się jak to jest do cholery, czy to nie ja w tym domu powinnam być w tym czasie najważniejsza?! Przecież jestem w ciąży!
I tupię nóżką i wydzieram w niebogłosy i żądam i płaczę, wykrzykuję i się obrażam. Potem tłumaczę sobie, że nie mogę się przecież denerwować i głaszczę brzuszek i oddycham spokojnie i szlocham przy okazji, próbuje się uspokoić schowana w zamkniętej sypialni z dala od wszystkich. Lub w łazience ewentualnie, kojąc nerwy w łagodzącej półgodzinnej kąpieli, mieszcząc się przy okazji już ledwo w wannie. Ale w sumie z sypialnią to lepsza opcja bo z wanny już nie wychodzę tak zgrabnie, a kiedy już się wynurzam wylewam ze sobą połowę wody niczym dorodny waleń czy inna orka. Bo to już łatwe nie jest, już lepiej mi idzie turlanie się z łóżka. Załóżmy więc, że najczęściej uspokajam się pod kołdrą mocząc trzy poduszki rzewnymi łzami, bo jednak to trochę trwa zanim mi przejdzie.
A potem wychodzę i oddycham już spokojnie. I wiem, że nie miałam racji. Nie ja tu jestem najważniejsza. Jednak.
Jestem ważna. Jestem dobra. Staram się jak mogę. Moje potrzeby są teraz dość specyficzne i trzeba na mnie uważać. W domu jednak poza zapakowaną matką z pełnym brzuchem jest też tata. Taki, który często oczom nie wierzy na widok tego, co się dzieje i z nerwowym spojrzeniem odlicza czas do godziny zero. Ten właśnie, który musi robić najwięcej i ze stoickim spokojem ogarniać sytuację, kiedy ja nie ogarniam i ona sama nie chce się jakoś ogarnąć. Nie po to też wydałam na świat dwoje dzieci aby teraz przeganiać ich i ich potrzeby na koszt tego kogoś, co ma dopiero przyjść. I wydaje mi się właśnie, że w tym wszystkim to jednak ich dwoje wciąż mają najwyższą pozycję.
W moim psychologicznie wypaczonym umyśle od miesięcy siedzi zadra pt.: ” Przygotować dzieci na przyjście rodzeństwa” I tak przygotowuję je już od wiosny w sumie a nawet wcześniej, bardziej niż siebie samą. Dużo myślę o tym, zastanawiam się bardzo nad faktem czy mając troje dzieci w domu możliwe jest żeby były rozpieszczone? Z założenia przecież rodzice nie będą mieli dla nich zbyt wiele czasu i będą musiały się w miarę dobrze usamodzielnić. W sensie każde będzie musiało znać zasady i swoje miejsce aby wszystko mogło sprawnie funkcjonować. Muszą nauczyć się czekać, nudzić albo zrezygnować czasem ze swoich zachcianek. Czy nadal będą wtedy fochy i tupanie nóżką? Pewnie tak ;P
Bo okazuje się raptem, że nie łatwo ustalić jakąkolwiek hierarchię przy tylu ludziach w domu. Kiedy już wydaje mi się, że mam to wszystko w garści, że jestem ogarniętą supermatką wtedy wpada mi do głowy na raz, tak hurtem 150 wątpliwości. Bo nie jest może na miejscu ustalanie hierarchii w rodzinie a raczej budowanie partnerstwa ale jednak przy pięciu osobach, ktoś zawsze będzie musiał poczekać, ktoś będzie pierwszy a ktoś ostatni albo ktoś w końcu tak mocno tupnie nóżką, że wszyscy będą musieli się mu poddać. Raz będę to ja, raz pewnie młody, innym razem duże dzieci albo i tata. Musimy nauczyć się wszystkiego od nowa, bo sytuacja będzie szalona.
W każdym razie czas tej ciąży zrobił na mnie duże wrażenie. Dorosłam jakoś i cieszę się bardziej. Nie szukam problemów i się nie boję. Jestem pełna nadziei i pozytywnych myśli. Czuję się gotowa i myślę, że oni też. Niemniej jednak damy młodemu na początku królować w domu a z biegiem czasu nauczymy go współpracy. I znów wychodzi na to, że będąc matką ustępujesz miejsca dzieciom i ich potrzeby i ich emocje są na piedestale uczuć do pielęgnowania. Aby mogły łatwo kochać i zdrowo rozwijać swoje uczucia do rodzeństwa i innych ludzi. To ważne. Zgadzacie się ze mną?