Nic. Jestem już zwyczajnie zmęczona
Matki. Polki. Terrorystki. Superwoman. Nieugięte. Z wypisanym na czole hasłem: „Kto, jak nie ja?!” Zmotywowane, waleczne i zawsze gotowe. Wydają się być nie do pokonania, dające sobie radę ze wszystkim na co dzień i od święta. Zabiegane, zarobione, do wszystkiego. Tym bardziej w sieci, a zwłaszcza na Instagramie codziennie zawstydzające swą idealnością same siebie. Krzyczące głośno #girlpower!, poprawiające korony i wciąż coraz lepsze. Taki obraz matki XXI wieku, samozwańczej bohaterki.
A widziałeś ją, kiedy jest sama? Kiedy nie musi już być idealna, na siłę się do wszystkich uśmiechać i udowadniać przed całym światem, że daje sobie radę. Kiedy nikt jej nie ocenia i nie musi być dla wszystkich, zamknięta nocą w swoim pokoju co robi? Płacze. Wyje. Lamentuje. Rozpada się na kawałki i nie wie jak się pozbierać. Wciąż wątpi i się gubi, martwiąc się w kółko czy aby na pewno wystarcza. Wiesz co robi, kiedy nikt jej nie widzi? Walczy. Ze sobą i swoją słabością. Nie wie jak sprostać oczekiwaniom całego świata. Musi się wciąż pokonywać i wciąż wychodzić sobie na przeciw. A walka ta nie raz ma wielką cenę. Bo zatrzymać się nie może, mimo, że pewnie nie tego oczekiwała i miało być bardziej kolorowo a już na pewno nie aż tak ciężko. A widziałeś ją wtedy, kiedy planuje i płacze, myśli i szlocha i tak bardzo nie wie co robić. I wtedy, kiedy tak bardzo chce ale jeszcze bardziej się boi. Zanim zacznie działać zastanawia się za długo, strach ją paraliżuje. Boi się czy przetrwa czy będzie umiała i co będzie jak się nie uda. W sekundzie ma milion myśli i zwątpienia a wydaje się taka poukładana.
A kiedy wpadasz do pokoju i okazuje się, że nagle wyrwałeś ją z lawiny przygnębiających myśli, z którymi sama sobie nie radzi, pytasz: „Co jest?” A ona odpowiada jak zwykle: „Nic. Jestem już zwyczajnie zmęczona”. Zamiast przyznać się w końcu, że wszystko jest do dupy. Że jest zagubiona, przerażona, nie umie w macierzyństwo. Że jest taka samotna i w końcu traci nad tym wszystkim kontrolę. Że nie umie, nie chce, a może i chce ale strasznie się boi i wie, że przecież musi. Chciałaby uciec, zniknąć i nigdy nie wrócić. Chciałaby zostać, walczyć i móc wszystko. Nie wiem co ma robić a codziennie wstaje i robi to. I robi to dobrze.
Niewiarygodne jak można mieć w sobie tyle sprzeczności. Jednocześnie kochać swoją codzienność i mieć jej dość. Niewiarygodnie niesamowite a tak znajome i zrozumiałe. Jak można jednocześnie chcieć i nie chcieć. Jednego dnia walczyć i się poddawać a później znów wstać. Iść do przodu odważnie ale bać się czy się uda? A co będzie jeśli właśnie Ci się uda?! Nie hamuj! Zrób coś zanim zaczniesz się bać! Bój się i działaj ( LOVE TEKSTUALNA ) Nie myśl co będzie, idź powolutku, aby do przodu. Wystarczy jeden krok żeby zacząć biec maraton. Zawsze tak mam, najpierw robię, później się boję. Bez tego nie wyszłabym spod kołdry swoich lęków i wątpliwości. Czasem do działania pcha mnie spontaniczność, promyk słońca przez okno. Czasem troska o innych a na samym końcu chęć dbania o siebie. Ale może czas to powoli zmieniać?