Kiedy intuicja mówi: „Idź się zbadaj!”
Ten nieszczęsny jesienny spadek formy nadchodzi tuż po wakacyjnym spadku produktywności. W tym roku jakoś wyraźniej go czuję i jak na złość trwa trochę przydługo. Niby wiedziałam, że nadejdzie. Nijak jednak nie dało się na niego przygotować. Wlazł bez zaproszenia, z buciorami, bez pukania. A ja poddałam się mu jakbym go co najmniej nie znała. Doskonale go pamiętam i te jego nawoływania do fochów co rano i łez co wieczór. Spadku aktywności i ogólnego chcenia, przytłoczenia i załamki. Senności i odkładania wszystkiego na potem, wszechobecnej prokrastynacji.
Jesienny spadek formy jest dla mnie tak naturalnym faktem jak przygotowania do wigilii. Wydarzy się zawsze o tej samej porze. Nie spodziewałam się tylko, że na tak długo się zadomowi. Mogłam już wcześniej o siebie zadbać, jakoś się zabezpieczyć. Nałapać słońca w słoiki albo opalić się na tyle mocno, żeby plażowe wspomnienia czuć co najmniej do dziś. Zrobić sobie skorupkę ochronną z wakacyjnych wspomnień i morskiej soli. Nie dać się tak łatwo. A ja naiwna myślałam, że kiedy dzień się skróci o połowę to ja nadal będę miała w sobie tyle energii, co latem. Serio myślałam, że tym razem się uda. YHY. Przeliczyłam się.
I żeby tak oszukać trochę przeznaczenie ja w początki tej jesieni pięknie wplotłam sobie na przekór odchudzanie, dbanie o formę i wspomaganie zdrowej skóry i sylwetki. Podniosłam sobie poprzeczkę, jak gdyby nigdy nic. I tak sobie udawałam, że wcale mnie te szarugi i wiatry nie dołują. Zaczęłam trochę więcej ze sobą gadać, trochę bardziej buntować i się kłócić. Wyrzucałam sobie przemęczenie i nieprzespane noce. Żądałam świętego spokoju, zdrowia i uśmiechu. Miałam wyrzuty sumienia po każdym mało produktywnym dniu. Przestałam być sobą.
Są takie momenty, kiedy czuję pod skórą jakąś niepewność. Mam pewną wątpliwość, która nie daje mi spać. Serce na ramieniu, rozdarcie i ciągły niepokój. Coś mi mówi: „Idź się zbadaj!” Więc idę się badać. Tak na wszelki wypadek, gdybym miała mieć jakąś nad wyraz trafną intuicję. Na szczęście nigdy nic nie wychodzi, ale przynajmniej wyciszam niepokój. Obiecałam Wam, że napiszę, jeśli wyniki wyjdą OK. Są OK, więc polecam. Zrobiłam coś nie tylko dla siebie ale całej rodziny. Wydaje mi się, że to bardzo wartościowy prezent z okazji tej niewdzięcznej w uczuciach jesieni. Tym razem poszłam o krok dalej, bo za każdym razem w przychodni obiecuję sobie, że ostatni raz uczestniczę w tego typu procederze. Zrezygnowałam z wizyty w szpitalu i awantur na środku korytarza. Chciałam uniknąć paniki, bezradności i stresu związanego z nowym miejscem. Jednocześnie zależało mi na tym, żeby pobrać krew wszystkim w miarę możliwości za jednym zamachem. Całej piątce, kompleksowo i hurtowo. Nie powiem, żebym się nie bała ale zdecydowanie lepiej bać się na znajomej kanapie niż w szpitalnej poczekalni.
Nie znałam wcześniej możliwości zamówienia przychodni na badania do pacjenta. Nie wiedziałam, że u pacjenta też tak się da. A jednak UPACJENTA.PL robią to od ręki. Lista miast i okolic z dostępnością usługi jest coraz dłuższa, a oprócz standardowych badań można skorzystać ze wsparcia w innych czynnościach pielęgniarskich. Kiedy zobaczyłam naszą specjalistkę od pobierania krwi, nie miałam wątpliwości, że się uda. Musze przyznać, że najgorsze w tym wszystkim było tylko to, że wszyscy nie mogliśmy doczekać się na śniadanie, bo badania były oczywiście na czczo a kuchnia niedaleko 😉