Nowy Rok, a ja wciąż niedoskonała.
Jak Wam się zaczął 2020? Nowymi postanowieniami i udoskonalaniem nowej wersji siebie? Bo co?! Bo Nowy Rok, a Ty wciąż niedoskonała? Nie napisałam nic od wieków, takie mam wrażenie. Nie wypuściłam tego tekstu z głowy, bo wciąż nie był doskonały. Nie czułam się na siłach, bo byłam niewyspana. Nie mogłam go dokończyć, bo zaczęłam myśleć, że nie dam rady. Że już nie umiem, że nikt tego czytał nie będzie. Że nie jestem wystarczająco ważna, żeby się odezwać.
Na Nowy Rok brzmiały mi w głowie ” bądź lepsza!”i „rób więcej!”… więc myślałam wciąż, że:
Musi to być świetny tekst, żeby nie zginął w tłumie.
Muszę napisać to lepiej, żeby ktokolwiek tu zajrzał.
Muszę być idealna, żeby zasłużyć.
Muszę być umalowana żeby pokazać się ludziom.
Muszę coś osiągnąć żeby być godna ich uwagi.
Muszę mieć sukces, żeby być czegoś warta.
Muszę napisać najlepszy tekst na świecie żeby mieć czelność go opublikować.
Muszę mieć najlepsze pomysły, żeby podzielić się nimi ze światem.
Muszę być kimś, żeby zrobić coś!
Nie musisz! Jedyne co musisz, to znaleźć odrobinę radości w tym, co masz wokół siebie. Robić dobrze to, co umiesz. Nie musisz codziennie stawać na baczność i odhaczać punktów na liście do zrobienia aby nie móc położyć się spać, kiedy nie wykonałaś 100% planu. Nie musisz codziennie udowadniać sobie samej, że zasłużyłaś na chwilę dobra dla siebie i osobistych pochwał, jedynie wtedy, kiedy dokonałaś czegoś wielkiego.
Ciężko jest ruszyć nogą z rana, żeby wstać z łóżka, kiedy czujesz, że wciąż jesteś za mało odpowiednia. Nie za dobra, wciąż nieidealna. Z biegiem czasu zaczynasz myśleć, że w sumie to jesteś do niczego. Czekasz na ten moment, na ten szczególny dzień, w którym wszystko się odmieni i ktoś powie, że właśnie nadeszła twoja kolej? Wstawaj! Teraz jest czas na Ciebie i Twój sukces! Wypatrujesz, wyczekujesz … kiedyś musi w końcu przyjść…
Tyle, że sukces jest niczym innym jak sumą drobnych porażek i tych nieudanych dni. Jest nagrodą za to, że nigdy się nie poddałaś i wynikiem tego, że przestałaś czekać. Szkoda czasu. Ja też czekałam. Na to, aż statystyki sięgną gwiazd a ja będę cytowana na portalach. Na to, że w końcu mnie ktoś „zauważy” i doceni moją pracę. Na to, kiedy stawki będą dla mnie wystarczająco wysokie abym w końcu z czystym sumieniem mogła zapłacić rachunki na czas.
Bałam się, że mi się nie uda. Że bycie mamą to za mało, że blog to za mało, że studio fotograficzne to za mało. Że się przeliczyłam, że pora obniżyć poprzeczkę, wrócić na etat i spojrzeć prawdzie w oczy, że w tym życiu nie uda mi się spełnić moich marzeń. Że nigdy nie osiągnę sukcesu. O ile chciałabym w końcu ten sukces mieć, tyle jestem najbardziej wdzięczna za drogę, która mnie do niego prowadzi. Doprowadzi czy nie, nauczyłam się już tyle, że wiem co jest najważniejsze. Satysfakcja, spokój i dobry sen. Każda chwila, kiedy stoję zamiast biec. Kiedy oddycham powoli zamiast ledwo łapać oddech. Każdy reset pośród morderczych wyrzeczeń i codzienne małymi kroczkami do celu. Każdego dnia zaczynam od nowa. Lepsza, gorsza czy jakakolwiek. Doskonała czy całkiem nieidealna. Nie poddaję się.