A co jeśli już nigdy nie będzie tak samo?
Trochę się boję, bo nie wiem, co będzie. Co jeśli to życie, które budowaliśmy już nigdy się nie wydarzy? Jeśli już zawsze będziemy patrzeć na drugiego człowieka z niepewnością? Nie będziemy już tak ufać i chcieć poznawać ludzi?
Czy długo jeszcze zamiast wyciskać pełnię z życia będziemy walczyć żeby tylko jakoś to wytrzymać? Czy będziemy bać się bliskości drugiego człowieka i aż nadto będziemy trzymać się zalecanych odległości? Najpierw fizycznie, później emocjonalnie… Czy nadal będziemy ścigać zorganizowane grupy przyjaciół, zamiast zapraszać ich do siebie z otwartymi ramionami?
Co będzie jeśli życie skurczy nam się do 3 pokoi na 66 m2? Nagle z naszej ostoi stanie się więzieniem, z którego nie bardzo mamy już gdzie uciec. Bycie 24h/dobę razem w 5 osób po 3 tygodniach trochę irytuje, ogranicza, doprowadza do szaleństwa.
Nie bardzo potrafię cieszyć się w pełni z tego dnia, który przeżyliśmy razem, z tego ciepłego obiadu bez pośpiechu i wspólnego czasu. Muszę zmieścić gdzieś moje dorosłe życie w ten cały dzień w małpim gaju. Codziennie mam ochotę płakać, czasem nie umiem tego powtrzymać. Całe plany na życie nagle stanęły w jednej wielkiej pustce. Wszystko, co miałam nagle zniknęło, rozpadło się to, co było pokładane. Teraz staramy się po prostu przeżyć i codziennie budzimy się sprawdzając czy to już się skończyło.
Wiele osób tego nie wytrzyma, dorosłych i dzieci, starszych i młodych. Na razie się trzymamy ale powoli nam odwala. Nie dziwne, naturalne wręcz. To, że ten czas wiele nam zweryfikuje to jest niepodważalne i pewne. Zaczynam przyzwyczajać się do tego stanu i że nigdy już nie będzie tak samo. Raz na jakiś czas mam totalne załamki, tak jak dziś. Wiem jednak, że jakoś to musimy przetrwać. Tylko wciąż nie wiem co będzie potem…