Kim jest rodzic helikopter?
Jak to jest być rodzicem?
O macierzyństwie napisałam już tutaj wiele. Możecie zajrzeć TU do zakładki Macierzyństwo
Czy jestem helikopterem?
Kim jest rodzic helikopter? To taki, który nadmiernie przywiązuje uwagę do spraw swoich dzieci. Ogranicza im przestrzeń, ciągle je kontroluje. Wie zawsze co robią, w każdej chwili i jest na bieżąco ze wszystkimi sprawami. I o ile fajnie wiedzieć, co słychać u tego młodego człowieka, to bardzo łatwo zapędzić się za daleko. To czasem wynika z troski ale częściej z potrzeby kontroli. np. doskonała znajomość planu lekcji ale i programu szkolnego danej klasy, oraz świetna kontrola ocen wraz z dyskusją z nauczycielami o ich znaczeniu, pilnowanie na każdym kroku czy syn/córeczka nie zapomniał aby szalika/zeszytu/kanapki/stroju na wf, bo jakby się tak zdarzyło, rodzic helikopoter zawsze w gotowości doniesie do szkoły co należy. Poza tym taki rodzic przezornie woli kontrolować gdzie i jak chodzi dziecko, najlepiej jednak, żeby nie chodziło za dużo, bo niebezpiecznie więc szybciutko, zawsze i wszędzie chętnie podrzuci samochodem. Po lekcjach jest oczywiście kontrola zeszytów i książek, sprawdzanie lekcji i przygotowanie do sprawdzianu, żeby przypadkiem się nie zdarzyło, że uczeń się nie wykaże i dostanie 1. Nic to, że to właśnie ta 1 będzie jedynym powodem do tego, aby kolejnym razem do niej nie dopuścić i lepiej się przygotować. Samemu wziąć za to odpowiedzialność. Teraz już wiecie, że rodzic helikopter to taki, który zawsze i wszędzie ma na wszystko oko.
Czy ja nim jestem? Oczywiście, że mam tendencje! Mam jeszcze dwoje stosunkowo małych dzieci ale jednak jara mnie już widok ich samodzielności. Podglądam czasem, kiedy w pokoju jest za cicho (przyzwyczajona przecież, że oznacza to tylko jedno – kłopoty) ale dyskretnie się wycofuję i daję im te godziny na samotne tworzenie swojej prywatnej przestrzeni. Kusi mnie ta kontrola, wydaje mi się, że to co robią dzieci to wciąż moja odpowiedzialność i ja powinnam trzymać rękę na pulsie. Trudno się odzwyczaić od tego po 10 latach. Dziś, kiedy jak na drożdżach rośnie mi nastolatek, wycofuję się powoli acz świadomie i z radością oglądam nie tylko sukcesy w samodzielności ale i porażki. To również one stanowią u nas dość często tematy do rozmów, a te są dynamiczne i głośne ale ile przynoszą efektów! Moje helikopterowanie to na chwilę obecną umiejętność dryfowania między zasadami dla 3 latka, 7 latki i 10latka. Nie łatwo ich traktować tak samo i wiem, że wiek czyni ten sposób niesprawiedliwym. Także podsumowując, staram się helikopterem nie być. Jestem za to po prostu dostępna.
Co robię z tą wiedzą?
Wiedząc już, że takie zjawisko istnieje, kim jest rodzic helikopter i jak jestem podatna na takie zachowania zmieniam powoli strategię. Akceptuję zamknięte drzwi do pokoju, kiedy wiem, że on gada przez telefon zamiast się uczyć. Pozwalam zostać dłużej na dworze i nie pytam ciągle gdzie i z kim jest. Ustalam zasady, które są dla wszystkich znane ale rozluźniam je, kiedy potrzeba więcej przestrzeni. Szukam zajęcia dla siebie na tyle absorbującego aby nie wisieć ciągle nad moim zdalnym uczniem w pokoju obok i nie myśleć czy aby na pewno sobie radzi.
Nie ma nic w złego w bliskości relacji z dzieckiem i uczestniczeniu w jego codzienności, dzielenie radości smutków. Mówimy tutaj o nadmiernej kontroli. Po moim ostatnim stories NA INSTAGRAMIE (TUTAJ) odezwało się do mnie kilka dziewczyn w podobnym wieku do mojego opowiadając o swoich zmaganiach na psychoterapii z powodu rodziców, którzy helikopterowali właśnie. Warto więc wziąć temat na tapetę. Ja jestem również zapatrzona w swoje dzieciaki ale ponad wszystko zależy mi na zdrowych relacjach i ich szczęściu. I chciałabym dać im dobry start na tę ich samodzielność.
W KOLEJNYM WPISIE DOWIECIE SIĘ Z JAKIMI TRUDNOŚCIAMI BORYKAJĄ SIĘ DZIECI ALE RÓWNIEŻ RODZICE NA ZDALNYM NAUCZANIU